Mewia Łacha i Jezioro Rakutowskie

Dwa ostatnie tygodnie spędziłem na obozach ornitologicznych. Pierwszym z nich był obóz Grupy Badawczej Ptaków Wodnych KULING na Ujściu Wisły, a dokładniej w rezerwacie Mewia Łacha.

Duża część rezerwatu jest w lecie zamknięta dla turystów i wstęp tam ma tylko załoga obozu. Dzięki temu w tym roku w Mewiej Łasze  lęgi wyprowadziły sieweczki obrożne i rybitwy białoczelne. Tych jednak nie sfotografowałem. Z krótkiej zasiadki mam za to zdjęcia młodej rybitwy rzecznej.

Najczęściej spotykanym i obrączkowanym ptakiem na ujściu jest w czasie przelotów biegus zmienny.

Do niego udało się podczołgać – z jednej strony biegusa Tymek Podwyszyński, z drugiej ja. Alpina chodziła wtedy między nami. Na zdjęciu ja z biegusem.

Fot. Tymek Podwyszyński

Światło było świetne, szkoda tylko, że jest ono takie słabe – na kilku moich zdjęciach biegus jest poruszony.

Jak wszędzie, tak i na Mewiej Łasze można spotkać pliszki…

Czas na jakiś szerszy kadr. Tędy szło się do wacków (dla niewtajemniczonych – wacki to takie pułapki na ptaki, ptaki są z nich regularnie wyciągane i obrączkowane).

Po tygodniu na Ujściu Wisły nadszedł czas na tydzień nad Jeziorem Rakutowskim. W tym roku poziom wody jest tak niski, że jezioro da się przejść w poprzek w woderach.

W tym obozie obrączkowane są głównie ptaki wróblowe, np. trzcinniczki.

Jednak i tu fotografowałem głównie siewki. Zapozowały mi bataliony i łęczaki.

Jeden z batalionów przystanął blisko mnie by ułożyć piórka – stąd ta dziwna poza.

Fotografowałem bataliony na zmianę z łęczakami, jednak tylko te drugie miałem blisko obiektywu w dobrym świetle. Słońce powoli przebijało się przez chmury.

W końcu wyszło zza nich i oświetliło 'scenę’.

Słońce zniżało się jednak coraz bardziej, resztki światła przebijały się przez ścianę trzcin. Z pobliskiego zlotowiska żurawi dochodził mnie coraz głośniejszy klangor.

Już po zachodzie przy brzegu wylądowała czapla biała. Poszła jednak w stronę żurawi, dlatego mam z nią tylko jeden szeroki kadr. Szaro-czarna pozioma linia w środku kadru to właśnie żurawie.

Tym kadrem kończę krótką relację z dwóch tygodni w terenie. Nie przypadkiem jednak na koniec zostawiłem czaplę – ale o tym, mam nadzieję, będę mógł opowiedzieć w niedalekiej przyszłości 🙂