Po dwóch latach przerwy postanowiłem wrócić do blogowania.
Tym razem zmieniam jednak strategię – będę publikował nowe wpisy dokładnie co 2 dni. Będą one zawierały zazwyczaj jedną fotografię. Możliwe też, że pokuszę się o jakieś recenzje albumów, czy filmów, oczywiście w tematyce przyrodniczej i reporterskiej.
Na pierwszy ogień idzie więc dość świeże zdjęcie.
Ostatnia niedziela listopada. Wieczór. Z błyszczącej, kwadratowej rury od okapu zaczynają dobiegać dziwne, groźnie brzmiące dźwięki. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że nad polskie wybrzeże nadciąga sztorm. Według prognoz następnego dnia siła wiatru ma dochodzić w porywach do 12 w skali Beauforta. Na dodatek wieje z północnego zachodu. Silny wiatr z tego kierunku oznacza tutaj spychanie ciekawych morskich gatunków w stronę brzegu.
Po szybkiej analizie sytuacji ustalone – rano ruszamy do Sztutowa.
Na miejscu jesteśmy o świcie. Przez lunetę widać przelatujące nisko nad spienionymi wodami Zatoki Gdańskiej ptaki. Naprawdę dużo ptaków. Stadka szlacharów, nury rdzawo- i czarnoszyje, alki. Niestety daleko od brzegu. Zdecydowanie bliżej – mewy. Z nadzieją dokładnie przeglądamy je pod kątem wykrycia mewy trójpalczastej. Niestety bezskutecznie.
Poza silnym wiatrem pogoda jest względnie ładna. Co prawda leżenie na plaży grozi zostaniem zasypanym niczym grobowiec Tutanchamona, ale stanie z lunetą jest całkiem bezpieczne i przyjemne. W pewnym momencie nad horyzontem robi sięciemno, a granatowe chmury zaczynają zbliżać się z niespodziewaną prędkością. Podczas, gdy w tle jest już ciemno, blisko przebijają się jeszcze promienie Słońca. To jest ten moment. Jedna z przelatujących mew siwych idealnie zsynchronizowała swój zegarek z przełamującą się falą i nadleciała dokładnie nad nią. Pozwoliło mi to uzyskać satysfakcjonującą kompozycję.
Jak? 420mm na cropie, f/8, 1/1600s, iso 800, z ręki
Gdzie? na plaży w Sztutowie