Po kilku nieudanych podejściach, dzięki wskazówce spotkanego birdwatchera udało mi się zobaczyć biegusa morskiego. A nawet dwa, biegające po nabrzeżu w porcie wojennym w Helu. W przeciwieństwie do większości ptasiarzy, nie wystarczyła mi obserwacja 'z kilometra’ przez lunetę, podkradłem się więc do ptaków.
Biegusy nie były płochliwe, jedynym problemem było więc znalezienie odpowiedniej perspektywy – zdjęcia zrobione z wysokości metra nad ptakami na pewno były by beznadziejne, pomijając aspekt dokumentacyjny. Betonowe kształty na których żerowały siewki były pochyłe, śliskie i nieustannie zalewane przez fale. Z podziwem obserwowałem jak biegusy morskie radzą sobie w takich warunkach, wczepiając się stopami we wszelkie nierówności, czasem opierając sięna prawie pionowym spadku. Do tegu ucieczki przed falami, niektóre udane, inne mniej.
W nabrzeżu co kilkadziesiąt metrów znajdują się schodki i na dole tych schodków przycupnąłem w dość karkołomnej pozycji, ledwo mieszcząc się na tyle, by uzyskać jako taką perspektywę. Lód pokryty warstwą wody umilał mi oczekiwanie na biegusy. Dodatkowo, biorąc przykład z ptaków udało mi się skutecznie unikać fal i tylko troszkę wody poleciało na aparat.
Przed największą falą ostrzegły mnie same biegusy. Zerwały się, zerwałem się więc i ja, a w ułamek sekundy później woda nalała mi się do butów. Zamiast do obiektywu. Było to moje pierwsze spotkanie z tym gatunkiem i muszę przyznać – całkiem miłe i emocjonujące.jak? 300 mm, f/4, 1/500 s, iso 1600